Pamięć o
osobach zmarłych, krewnych, bliskich czy osobach znanych, zasłużonych dla
społeczeństwa jest niewątpliwie godna pochwały. Posiadanie w domu zdjęcia zmarłych
bliskich osób, czy nawet odwiedzanie ich grobów na cmentarzu nie jest czymś
nieodpowiednim, o ile nie zaczniemy popadać w przesadę.
Pamięć i
chwalenie bliskich zmarłych jest rzeczą dobrą, o ile rzeczywiście na to zasłużyli.
Nie powinno to oznaczać nie wspominania o ich grzechach. Często mowy pogrzebowe
dają wrażenie, że zmarła osoba była wcielonym ideałem, a w rzeczywistości
wygłaszane pochwały są kłamstwem. Niestety funkcjonuje zasada, że o zmarłych
nie wypada nic złego mówić.
Spędzanie zbyt
dużo czasu na cmentarzu przy grobie zmarłego, może doprowadzić do tego, że
zmarła osoba stanie się zbyt ważna. Osoba ta już nie żyje, nic dla niej już nie
można zrobić, modlitwy o nią już nic nie mogą pomóc, gdyż decydującym jest
tylko to, czy za życia szczerze się nawróciła.
Żałoba po
zmarłym jest potrzebna i ważna, ale jeśli okres żałoby przedłuża się lub nawet
nie ma końca staje się niebezpieczna. Jeśli jeszcze po dłuższym czasie po
śmierci nadal spędza się dużo czasu na cmentarzu, poświęcając zbyt dużo uwagi
zmarłemu, może stać się on zbyt ważny, tak ważny, że może zasłonić Boga, oddalając
nas od Niego. W takim przypadku staje się to bałwochwalstwem, przekroczeniem
drugiego przykazania Bożego. Zmarły staje się bożkiem, gdyż bożkiem jest
wszystko, co zajmuje pierwsze miejsce w życiu, wypierając samego Boga.
Chętnie pamiętamy
o ludziach, którzy dokonali wielkich dzieł, bohaterskich czynów dla kraju,
wpłynęli pozytywnie na jego rozwój w bliższej i dalszej historii. Stawiamy im
pomniki w najważniejszych miastach, obchodzimy ważne rocznice związane z nimi.
Dobrze jest ich
chwalić, jeśli rzeczywiście dobrze czynili. Niezwykle ważna jest przy tym kwestia
prawdy i kłamstwa; nie każdy, bowiem zasługuje na pomnik!
Dzieło nawet
największych na świecie jest ograniczone i wszyscy ci byli grzesznikami, zasługującymi
na piekło. Pomnik już im nic nie da, jedyne zbawienie jest w Jezusie
Chrystusie, z łaski przez wiarę, nie na podstawie uczynków!
Powinniśmy
oczywiście być wdzięcznymi za to, co inni uczynili dla nas, dla narodu.
Jesteśmy wdzięczni partyzantom, którzy walczyli za ojczyznę, i czcimy ich za
odwagę. To fakt, że mieli oni udział w wyzwoleniu narodu spod okupacji
hitlerowskiej, ale należy pamiętać, że naszą wolność ostatecznie dał nam Pan
Bóg, który rządzi suwerennie nad światem. Nasze życie jest w rękach Boga, nie w
rękach armii, wielkich przywódców, polityków, lub kogokolwiek.
Nawet
największy, najbardziej zasłużony przywódca jest grzesznikiem, który mimo faktu,
że może wyzwolił kraj od wrogów, sam potrzebuje zbawienia od swoich grzechów.
To musi ograniczać nasze chwalenie innych i kierować nasze skupienie na jedynego
prawdziwego Zbawiciela Jezusa Chrystusa.
Możemy śmiało
czcić zmarłego za to, co czynił, ale należy uważać, aby nie przesadzić. Czczenie
może stać się kłamstwem, jeśli chwalimy w taki sposób, że już nie ma miejsca
dla grzechów i błędów zmarłego, lub jeśli już nie akceptujemy krytyki zmarłej
osoby. Wtedy czynimy z tej osoby bożka, którego stawiamy ponad innymi ludźmi.
Jeśli udajemy,
że zmarły był idealny, bez błędów, „święty”, kłamiemy, bo nikt nim nie jest, gdyż
każdy człowiek jest nędznym grzesznikiem. Człowiek może czynić wiele dobra, ale
jeśli nie uwierzy w Jezusa Chrystusa, jako jedynego Zbawiciela, zginie.
Bałwochwalstwo
jest cechą charakterystyczną każdej dyktatury. Państwo lub partia stają się wtedy
najważniejsze, dające zbawianie narodowi, a przywódca zostaje czczony jak
bóstwo, czego przykładem może być chociażby Stalin. Żałoba po nim miała wymiar wręcz
religijny.
Ze smutkiem
należy stwierdzić, że taki sposób traktowania zmarłych nie należy tylko do
historii. To, w jaki sposób część społeczeństwa polskiego czci byłego
prezydenta, który zginął w katastrofie smoleńskiej ma już wymiar religijny i staje
się rodzajem bałwochwalstwa. Niezależnie od tego, ile dobrego uczynił był
grzesznikiem, jak każdy inny człowiek potrzebujący Jezusa Chrystusa, jako
Zbawiciela. Z całą pewnością nie można go czcić w sposób, gdzie już nie ma
miejsca na krytykę, dając wrażenie, że był idealnym człowiekiem.
Problem ten
nie dotyczy tylko polityków, ale także ojców wiary. Nawet najbardziej pobożni
przywódcy w Kościele byli grzesznikami, nie byli bardziej święci niż inni
wierzący. Także w Kościele należy uważać, żebyśmy zbytnio nie czcili naszych
ojców wiary.
W wielu
miastach niemieckich znajduje się pomnik Marcina Lutra. Był on bez wątpienia
wielkim ojcem wiary i przykładem dla nas, którego Bóg chciał użyć, by zreformować
Kościół. Ale także Luter był grzesznikiem, i z całą pewnością nie należy go we
wszystkim naśladować (chociażby jego antysemityzmu). Dotyczy to także innych
ojców wiary np. ojców Kościoła, jak Augustyn, ale też innych reformatorów jak
Jan Hus, Jan Kalwin, Jan Łaski. Możemy stawiać im pomniki, jeśli chcemy, pod
warunkiem, że nie zapomnimy, że byli grzesznikami, którzy żyli z łaski. Tak
naprawdę nie oni reformowali Kościół, lecz Pan Bóg działał przez Ducha Świętego
w nich, aby go zreformować.
Tylko, jeśli
Bóg cały czas ma pierwsze miejsce w naszym życiu, jeśli codziennie żyjemy z
nim, modląc się i czytając Jego Słowo, możemy uchronić się przed
bałwochwalstwem. Dziękujmy Bogu za to, że dał nam wielkich przywódców w kraju i
w Kościele, którzy czynili wielkie rzeczy, ale nie czyńmy z nich bożków, nie
wpadajmy w bałwochwalstwo, bo jedyna chwała i cześć należy się Bogu.